Jest mi bardzo łatwo mówić o tym, jaka się czuje uprzywilejowana, jak fascynuje mnie ludzkie ciało. Łatwo jest też praktykować medycynę, każdego dnia łechtając swoje ego i wzbijając się na wyżyny wysokiej samooceny. Na myśl o tych, którzy chlubią się, że będą ratować życia po szkole medycznej robi mi się trochę nie dobrze. Mam nadzieję, że będą mieli wystarczająco dużo przyzwoitości, żeby schować swoje nadmuchane niczym balon ego przed wejściem do szpitala. Może bardzo przeszkadzać im w pracy.
Ogrom wiedzy, który studenci muszą przyswoić zasłania nam niezbędny aspekt praktyki medycznej-refleksję nad sobą i swoją praktyką.
Saving lives
Szkoła medyczna uczy bardzo niewiele. Nikt nie jest gotowy po odebraniu dyplomu, żeby nazywać się lekarzem. A jeśli ktoś myśli, że jest, to radzę uciekać i nie dać się zbadać. Na pewno nie podnosić koszulki, bo nie wiadomo, jakie ma zamiary. Możliwe, że to maniak i cierpi na przeświadczenie o swojej wielkości.
Umiejętności, jakie powinien mieć młody lekarz to zebranie szczegółowego wywiadu od pacjenta, dokładne zbadanie, zadawanie odpowiednich pytań, empatia i rozpoznanie chorego człowieka. Mam na myśli pacjenta, który potrzebuje kompleksowego zbadania i rozpoczęcia leczenia w tym momencie. Osoby w ciężkim stanie ogólnym. Rozróżnienie stanu dobrego od średniego jest najtrudniejsze i staje się powodem, przez który pacjenci są niepotrzebnie leczeni a państwo nie ma pieniędzy na leczenie tych, którzy naprawdę tego potrzebują.
Nervus interosseus antebrachii anterior*
Oczywiście wiedza dotycząca anatomii, farmakologii też się przydaje, ale bardziej na poziomie: serce ma cztery zastawki a przy przepisywaniu klarytromycyny trzeba zaprzestać podawanie statyn, a nie jakieś głupoty o tym, która dziurką wychodzi ci nerw z podstawy czaszki. Warto wiedzieć, który nerw może zostać uszkodzony przy typowych złamaniach, ale tak naprawdę wystarczy wiedzieć, że trzeba sprawdzić, czy pacjent ma dobre czucie i czy obecny jest puls. To, co uratuje kończynę to wykonany telefon do ortopedy w odpowiednim czasie, a nie dokładna wiedza unerwienia każdego mięśnia przedramienia.
Nie rozumiem polskiego systemu nauczania medycyny. W szkole medycznej spędza się około 6 lat. 60 miesięcy, przy 8 godzinach dziennie to tylko 9600 godzin. Żeby zostać ekspertem w jakiejkolwiek dziedzinie, potrzeba około 10 000 godzin praktyki. Przy mniejszym nakładzie pracy można co najwyżej liznąć temat i zdać kolokwium.
Jasne, że wiedza teoretyczna jest potrzebna. Ale znaczna większość czasu powinna zostać przeznaczona na praktyczne przygotowanie młodego lekarza do zawodu. Na spędzanie czasu z pacjentami, a nie książkami.
Patologiczna praktyka
Problem jest w tym, że sam zawód w Polsce praktykowany jest w sposób dość patologiczny. Mianowicie, dobro pacjenta jest tylko którymś z rzędu celem państwowej placówki medycznej. Z moich obserwacji wynika, że ego pana doktora jest na pierwszym miejscu. Na drugim jego pensja. Na trzecim narzekanie nie struktury służby zdrowia i narzucających się pacjentów, którzy po raz kolejny chcą wiedzieć, co jest z nimi nie tak, a przecież pan doktor ma epikryzę do wypisania, a zaraz leci do prywatnego gabinetu, żeby zacząć pracować. Dążenie do doskonałości klinicznej właściwie nie istnieje.
Smartfon w kieszeni kitla
Czy jestem niesprawiedliwa? Pewnie tak. Czy system w Wielkiej Brytanii jest idealny? Absolutnie nie. Ale kiedy miałabym wskazać jednej aspekt medycyny, który został mi wpojony do szpiku kości w czasie 10 000 godzin, które spędziłam w szkole medycznej to będzie to dążenie do doskonałości klinicznej i trzymanie własnego ego na smyczy. Im krócej tym lepiej. Pokusa, żeby się zerwało i zaczęło kąsać pielęgniarki, kolegów i unosić mnie dwa centymetry nad ziemia jest zbyt duża. Nie można przesadzać też w drugą stronę. Dlatego refleksja nad własną praktyką jest niezbędna. A nazwę rzadkiego syndromu czy dawkowanie leku można zawsze sprawdzić w aplikacji na smartfonie.
I nie ma w tym żadnego wstydu, bo prowadzi to do bezpiecznej praktyki, mającej na celu dobro pacjenta, a nie dobre samopoczucie lekarza.
PS. Nie mam głowy do pisania o niczym innym niż szkoła w tym momencie. Za około dwa tygodnie życie powinno wrócić do normy. Pozdrawiam Was serdecznie i przepraszam za ciszę na blogu!
*10 punktów dla tego, kto wie przy jakim złamaniu narażony jest ten nerw i u jakiego pacjenta.
Ego Samo Zło ;)
OdpowiedzUsuńSkłonny do refleksji lekarz to w polskich realiach raczej niedościgniona idea. Może dlatego, że przy obecnym (p)odejściu do(od) pacjenta wiązałoby się to z wątpliwościami (zastanawiam się, więc waham, więc jestem niepewny, niekompetentny...?).Coraz częściej lekarz to urzędnik lub strażnik dopasowania objawów do podręcznikowych opisów. A sytuacja, w której pacjent sam siebie diagnozuje, jest przez większość z nich bez zastrzeżeń akceptowana.
OdpowiedzUsuńNad rozmowę z pacjentem często przedkładane jest zarejestrowanie zgłaszanych nieprawidłowości i - co mnie ostatnio zdumiewa - przepisywanie na receptę leków dostępnych bez recepty ;-)
Nie zmieniaj się ani na jotę w swoim postrzeganiu zawodu lekarza ;-)
az se zaszeruje.:)
OdpowiedzUsuńbyć może będę powtarzac to, co napisalas w poscie. ale ja widze to tak:w pl lekarzem zostaje się:
OdpowiedzUsuńpo to by się wzbogacic
bo jest się dobrym z biologii
bo rodzice byli lekarzami i widzimy, ze dobrze im się powodzi i tez tak chcemy.
nie chce generalizować, bo wiem ze nie każdy tak myśli, ale większość chyba tak. nie wiem ilu procentom studentów medycyny przyświeca idea medycyny- jako służby choremu.
jeśli myśli się o leczeniu pacjentow to chyba bardziej w kategoriach bycia Bogiem, kims ważnym. nie wspominając już o potrzebie-a wręcz ządaniu- by pacjent okazywal lekarzowi szacunek oraz klanial się w pas.
niestety tak mysle, bo żaden z polskich lekarzy, z którymi się zetknelam, nie pokazal, ze jest inaczej. w czasie długiej choroby mojej babci (miała raka jelita) dowiedzieliśmy się co to znaczy korupcja w polskiej sluzbie zdrowia. korupcja jawna. co znaczy widzimisię lekarza. miało się uczucie, ze od tego widzimisię zależy zycie babci- czy lekarz zechce się nia zajac, zlecic badania, czy nie.
lekarz w uk to partner w leczeniu choroby. ja mam takie wrazenie. oczywiście- sa może lepsi i gorsi lekarze. ci empatyczni i ci mniej. ale nigdy nie miałam poczucia, bedac w gabrinecie lekarskim, ze lekarzowi przeszkadzam, bo ma ważniejsze sprawy.
Byłam niedawno w szpitalu w Laponii, w Finlandii, koło godziny 21, czy coś takiego. Wszyscy pracownicy uśmiechali się do pacjentów i opiekunów, widać było, że im naprawdę zależy na samopoczuciu ludzi, na najlepszym wykonywaniu zawodu. W PL kiedyś zostałam skrzyczana przez panią na rejestracji, że ośmieliłam się przyjść.
OdpowiedzUsuńmoja styczność z lekarzami była jak dotąd minimalna (odruchowo dopisuję "na szczęście" - co samo w sobie już wiele mówi), ale nigdy nie czułam się inaczej niż kolejny pacjent do odhaczenia (nawet - zwłaszcza? - prywatnie). a przepraszam, znam jeden wyjątek, ale to, no właśnie, wyjątek, bo i mój problem był inny. i zawsze jak piszesz o slużbie zdrowia w uk, to przeżywam szok, że można inaczej.lekarza z powołaniem ogladam sobie w serialach. ale z drugiej strony, staram się nie winić. jak do każdego podejść z empatią i przebadać dokładnie, jak pacjenci poumawiani są na po 15 minut + numerków wydaje się więcej + ludzie bez numerka? o jakiej tu rozmowie w ogóle mowa: osłuchanie, recepta i spadówa. oglądam te obdrapane korytarze, gabinety ze sprzętem starszym niż ja i zawsze mi szkoda tych lekarzy, pewnie tez wyobrażali sobie że będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńmyślisz że jak wrócicie do polski to na ile starczy Ci zapału wobec tego wszystkiego?
tutaj tez zdazaja sie jednostki ktore ida na medycyne dla kasy. zostaja zwykle chirurgami ortopedycznymi, laryngologami lub optykami. jesli mialabym powiedziec jaki jest glowny powod ludzi ktorych znam i lkarzy ktorych podziwiam to nie jest to sluzba pacjentowi tylko to ze jaraja sie medycyna, a dobra praktyka medyczna na pierwszym celu ma dobro pacjenta.
OdpowiedzUsuńchodzilo mi rowniez o refleksje nad swoja praktyka. nad ciaglym rozwojem, mysleniem w jakim aspekcie moge poprawic swoja praktyke medycyny, gdzie mozna wprowadzic zmiany, ktore poprawia standard pracy i opieki nad pacjentem. o idealizm i dazenie do doskonalosci, nawet jesli jest ona nieosiagalna.
OdpowiedzUsuńtu lekarz GP ma 10 minut na jednego pacjenta. w szpitalu dluzej ale tez niewiele czasu. i tez spotkala takich dla ktorych pacjent jest numerkiem. albo gorzej, przyjemnoscia - zwlaszcza chirurdzy ktorzy uwielbiaja operowac widza pacjentow czesto bardzo przedmiotowo. ale sa tez lekarze ktorzy kucaja na obchodzie zeby byc na jednym poziomie oczu z pacjentem, lekarze pierwszego kontaktu ktorzy podadza ci chusteczke jak jest ci smutno albo zlapia za reke. moj ulubiony chirurg na praktykach (starszy juz) mial w zwyczaju siadac na lozku pacjenta na obchodzie i trzymac babcie za reke jak im tlumaczyl co bedzie dalej.a potem szedl do rentegnu negocjowac zeby szybciej srobic CT dla jego pacjentow. uwielbiali go a ja nie moglam wyjsc z podziwu.
OdpowiedzUsuńa czy mam zamiar miec taki zapal jak wroce - jak najbardziej. wierze ze da sie duzo zmienic z dobrym podejsciem i bez zadnych pieniedzy.
ale jednak to cel wyższy, niż wlasny ego-izm.
OdpowiedzUsuńa co do tego jak sobie wyobrazaja lekarze jak ma wygladac ich praca - skad maja to wiedziec? wiekszosc ludzi idacych na medycyne nie spedzila w szpitalu wiecej niz jeden dzien i nie ma zielonego pojecia w co sie pakuje. w UK ani jedna szkola medyczna nie przyjmie kandydata, ktory nie wie na czym polega praca lekarza i nie zdaje sobie sprawy, ze to praca z ludzmi i raczej nie wyglada jak House czy Greys.
OdpowiedzUsuńPytanie czy to ego czy id z nich wychodzi?
OdpowiedzUsuńTutaj nie sposób sie nie zgodzić z tym ze własnie ta szkoła to najlepszy z mozliwych wyborów i też w sumie sama bym na nią postawila.
OdpowiedzUsuńTak samo uważam i dla mnie równiez świetnym rozwiazaniem i spokojnie mozna wybrac
OdpowiedzUsuńidealny kierunek dla siebie.