Życie przychodzące na świat ma charakterystyczny zapach. Jest mokry, z tonami zielonego, niepodobny do zapachu innych płynów ustrojowych. Nie umiem porównać go do niczego innego, ale jest uzależniający. Po pierwszym razie chciałam więcej.
Uważam, że ból jest przereklamowany. Cierpienie nie uszlachetnia. Nie ma nic szlachetnego w kobiecie wyjącej z bólu i błagającej o znieczulenie. Śpiącej ze zmęczenia między skurczami, mdlejącej, kiedy przychodzą i zwijają jej macicę w ciasny węzeł, wymiotującej, kiedy tylko ma na to siłę.
Ból sprowadza człowieka do poziomu najbardziej organicznego. Jedyne, o czym myśli, to żeby przestało boleć. Wszystkie inne potrzeby schodzą na drugi plan. Nie starcza siły i woli na myślenie o celu cierpienia, ofiarowania go za rodzące się dziecko. To jeden z największych mitów naszych czasów. Ból jest oznaką, że coś jest nie tak. Sygnałem, że trzeba coś zmienić, a nie go gloryfikować.
Dlaczego więc nowe życie przychodzi na świat w najbardziej bolesny sposób? Chciałabym, żeby odpowiedź miała egzystencjalne znaczenie, ale jest niestety banalnie prosta. Żebyśmy mogli chodzić na dwóch nogach i myśleć. Nasze miednice są za wąskie, a mózgi za duże. Kobiety codziennie płacą bolesną cenę za inteligencję.
Dziecko rodzące się w prawidłowy sposób patrzy na podłogę. Jakby nie mogło znieść widoku cierpiącej matki.
Bardzo dobrze pamiętam pierwszy poród, który widziałam. Szesnastoletnia dziewczyna, z jednej strony łóżka jej lekko przestraszony chłopak, a z drugiej mama.
Każde trzymało ją za jedną rękę, dla mnie zostały tylko kończyny dolne. Pod koniec trzeba je było podnieść. Były ciężkie jak kłody, dałam radę trzymać tylko jedną. Rodząca była spokojna, miała odpowiednie znieczulenie, więc mogła skupić się na całym procesie. Na jej twarzy malowała się powaga i koncentracja, każdy oddech wydawał się precyzyjny, każde parcie zamierzone. Ciemna głowa anestezjologa pojawiła się w drzwiach dwa razy. Chciał sprawdzić, czy znieczulenie dobrze działało. Nie podeszło za wysoko? Nie trzeba dołożyć leku? Człowiek, który całe życie spędza uśmierzając ból i usypiając ludzi. To dopiero jest zawód.
Parę razy przyznała, że czuje się obnażona. „I feel like I'm going to the toilet in front of yous". Dwie niezamierzone łzy spłynęły szybko po szyi i zniknęły za szpitalną koszulą.
Obawiała się, że nie będzie wiedziała, co dalej robić. Skąd mam wiedzieć, kiedy przeć? Co będzie dalej? Nikt jej nie nauczył jak wyprzeć życie na drugą stronę. Po około 6 godzinach położna zobaczyła główkę. Ja nadal widziałam tylko zieloną maź. Do główki dziecka przyczepiona została mała elektroda mierząca tętno. Z każdym skurczem nitka łącząca elektrodę i świat na zewnątrz przesuwała się powoli, na zewnątrz i do środka. Przód i tył, przód tył, dwa centrymetry, dwa centymetry, aż w pewnym momencie została parę cenymentrów bliżej nas niż środka kanału rodnego. Stąd wiedziałyśmy, że dziecko zdecydowało się urodzić.
Zrobiłam wtedy coś, czym najbardziej zasłużyłam się w czasie tego porodu. Wcisnęłam czerwony guzik. Sygnał dla innej położnej, że dziecko się rodzi i jest potrzebna jej pomoc. Dalej wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Sterylne opakowania zostały otwarte, niebieskie płachty pokryły łóżko, srebrne instrumenty położone w zasięgu ręki. Mała wełniana czapeczka czekająca dla nowego człowieka.
Dziecko przyszło bezgłośnie. Dwoje ludzi narodziło się naraz: nowy człowiek i nowa matka. Ta ostatnia nie wiedziała co czuć. Ulgę, że przestało boleć, radość, że dziecko jest bezpieczne, obrzydzenie, że zielono biała maź pokrywająca różowe obślizgłe ciałko znalazła się teraz na jej ustach, bo nie mogła się powstrzymać przed pocałowaniem jego drogiej główki, miłość do partnera, który całował ją w czoło.
Łzy płynęły z sześciu oczu: matki, babki i ojca. Krew sączyła się tylko z matki. Mała strużka obok białego lekko przezroczystego sznurka pępowiny łączącego środek ze światem. Łożysko pojawiło się parę minut później. Było niesamowite, ogromne jak patelnia na naleśniki. Mięsiste, żylaste, czerwone. Zrobiło na mnie większe wrażenie niż dziecko. Co za precyzja natury, organ powstający za każdym razem, kiedy nowe życie zagnieżdża się w ścianie mięśnia i karmi je, natlenia przez prawie rok. Potem jest niepotrzebne. Zważone, obejrzane, ląduje w koszu z odpadkami. Zagrało już swoją rolę w tej sztuce.
Co zapamiętam z tego pierwszego porodu? Że kobiety są silne, ale mają prawo bać się. Że ból nie uszlachetnia, a brak bólu pozwala na skupienie się na innych rzeczach. Na przykład na tym, że właśnie zmienia się jej życie. Że czujna obecność położnej jest niezastąpiona, a kiedy nie ma lekarza przy porodzie, to dobry znak. Że do pacjenta mówi się w pierwszej osobie, nigdy w trzeciej. Nie my przemy, tylko ty. Nie my rodzimy, tylko ty. Że ojciec jest ważniejszym uczestnikiem porodu niż ktokolwiek inny na tej sali, oprócz rodzącej. Że on może być jej najlepszym adwokatem.
Widziałam potem wiele porodów. Była polska rodzina, gdzie piękna kobieta żartowała z mężem między skurczami i nie straciła humoru, nawet kiedy musiała iść ma salę operacyjną. Była para zakochanych w sobie kobiet, które przyjęły ma świat swojego synka jak największy skarb i patrzyły sobie w oczy, a potem na niego, jakby był najpiękniejszym zjawiskiem na świecie, podczas gdy był tak samo pomarszczonym staruszkiem oblepionym krwią i mazią jak każde inne dziecko.
Była matka trójki dzieci, która rodziła bliźnięta i płakała od wejścia na oddział, bo nie wiedziała, jak sobie poradzi z taką gromadka. Jej mąż z nią nie przyjechał. Był w pracy. Była kobieta czekająca na dziecko od ponad dziesięciu lat, która w nocy przed planowanym cesarskim cięciem zaczęła krwawić. Reanimacja dziecka trwała 46 minut, a dziecko było uparcie niebieskie i ciche. I takie już zostało.
Życie przychodzi na świat w brudzie i bólu, które są przepowiednią. Ostrzeżeniem, że zaczyna się w taki sposób, jakie już pozostanie. I tak samo się skończy.
i wlasnie o taka szczerosc mi chodzilo!!! nikt wczesniej mi tak nie opowiadal o porodzie!! jestes bohaterka moim zdaniem Basia.
OdpowiedzUsuńnie zdawalam sobie sprawę z roli położnej, dopóki nie przeczytałam ksiązki "mundra" - wywiady z poloznymi. po-le-cam! wczesniej bylam cała 'a, jak ktoś chce to niech ma cesarkę na życzenie' ale teraz chcialabym urodzic naturalnie, nie tylko ze względu na mniej korzystne konsekwencje po cesarce dla matki i dziecka, ale dla przezycia porodu, poczucia tej wiezi.też nie zgadzam się z bólem, w imię czego właściwie miałoby nie być podane znieczulenie (zwłaszcza że na samym porodzie ból się nie kończy)? ale z drugiej strony chcialabym poznać jak to jest, zobaczyc jaki mam próg bólu, "sprawdzić się".
OdpowiedzUsuńno i nie chciałabym zapędzać się w dyskusję na temat obecności ojca przy porodzie, ale jak słyszę że "w życiu, bo odechce mu się seksu", to mnie trzęsie ze złosci.
ksiazka jest zajebista. dziekuje bogu, ze nie rodzilam 50 lat temu...niesmigielska.com :) co do progu bolu to plus jest taki, ze znieczulenie w zasadzie mozna wziac gdy juz na tym progu sie jest. (chyba ze jednak ten prog jest juz przed parciem I nie ma odwrotu...).
OdpowiedzUsuńja sama przeszlam przez caly porod, w koncu mialam cesarke emergency. ktos moze powiedziec- po co ci bylo meczyc sie tyle godzin (w sumie prawie 3 doby) skoro I tak cie pocieli. a ja sie z tego ciesze- bo wlasnie doswiadczylam tego wszystkiego. chcialam wiedziec jak o boli ;)
Myślę, że ból porodowy jest do wytrzymania. DLA NIEKTÓRYCH KOBIET... i bardzo im zazdroszczę.Pomimo super pozytywnego nastawienia, przygotowania psychicznego i fizycznego (jak mi się wydawało), poród przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Do pewnego momentu miałam kontrolę nad bólem. Odpowiednia pozycja, oddech, pomoc i wsparcie Douli i Męża - to wszystko było super ważne. Ale potem, czy przez to, że za namową położnej weszłam do wanny na czas ktg (poród bardzo się przedłużał a rozwarcie nie postępowało i woda miała niby ułatwić, ale nie czułam się tam komfortowo), czy może skurcze tak się nasiliły - nie wiem, na ktg i tak od dawna wychodziły poza skalę - ale straciłam kontrolę nad tym bólem. I zaczęła się męka. Tak jak napisała Baśka, ten ból nie jest do opisania i wyobrażenia. Nie ma siły na darcie się, ja szlochałam i błagałam żeby się to skończyło i naprawdę Dziecko nie ma wtedy znaczenia bo nie myśli się racjonalnie. W tamtych godzinach (niestety z niezrozumiałych dla mnie przyczyn nie dostałam wcześniej znieczulenia) jeśli miałam jakieś myśli to było to błaganie o koniec, nie muszę Jej urodzić, nic mnie nie obchodzi, chcę żeby to się skończyło bo NIE WYTRZYMAM. Tak, to uczucie że kolejnej fali po prostu się nie wytrzyma, nie wiem co się stanie ale niemożliwe wydaje się zniesienie choćby sekundy dłużej. A trwa to często kilka godzin.
OdpowiedzUsuńW wypisie ze szpitala mam określony czas porodu na 24 godziny. Z tej doby "tylko" kilka godzin było nie do zniesienia, aż podano mi wreszcie znieczulenie. Ulga jest tak samo nie do opisania jak sam ból. A o oszołomieniu świadczyć może fakt, że po kilku minutach spytano mnie na ile w skali 1-10 określiłabym ból kiedy prosiłam o znieczulenie. Powiedziałam wtedy, że nie chcę przesadzać, ale jakieś 9-10. Teraz chce mi się z tego śmiać przez łzy...
Miałam to szczęście, że poród zakończył się nieoperacyjnie i bezzabiegowo, szybko stanęłam na nogi i następnego dnia wypisałam się na żądanie ze szpitala. Jednak oksytocyna, którą dostałam jeszcze przed znieczuleniem (co samo w sobie wydaje mi się barbarzyństwem) sprawiła, że faza parta przebiegła bardzo szybko - powód do radości, ale tkanki dna miednicy nie są w stanie przystosować się i rozciągnąć w takim tempie, więc niesie to swoje konsekwencje.
Z perspektywy 3 miesięcy....po pierwsze cieszę się, że w ostatniej chwili nie zakwalifikowałam się do Domu Narodzin, gdzie planowałam być przyjęta. Nie boję się szpitali, ale tylko jeśli jestem tam jako członek personelu (a i tak nie chciałabym tam pracować). Jako pacjentka wolę w miarę możliwości unikać interwencji medycznych, leków tam gdzie nie są potrzebne i ingerencji w naturalne procesy, jeśli przebiegają bez szkody dla człowieka. Jednak na tą chwilę nie wyobrażam sobie drugiego (i kolejnego) porodu bez znieczulenia, podanego ZNACZNIE wcześniej. Chcę rodzić naturalnie jeśli tylko będzie to możliwe - cesarka jest również brutalnym zabiegiem i z relacji moich pacjentek wynika, że zwykle kobiety dłużej dochodzą po niej do siebie niż po porodzie naturalnym.
Jednak jest też druga strona medalu - cud narodzin i wzięcia pierwszy raz na ręce tego Maleństwa, które natychmiast staje się warte tego wszystkiego. To po fakcie. Ale można uniknąć tego nieludzkiego bólu, który jest dla mnie niezrozumiały zarówno w świetle współczesnej medycyny, jak i wiary... :)
Zdaję sobie sprawę, że są kobiety, które przeżywają poród inaczej, łagodniej, szybciej. Być może mój kolejny też będzie zupełnie inny, może nawet znieczulenie nie będzie konieczne. Jednak mam zamiar prosić o nie kiedy tylko poczuję, że przekraczam swoją indywidualną granicę.
gosia, super napisalas. I ciekawie przeczytac jak porod widzi ktos z zewnatrz- kto nie rodzi.ale jednoczesnie piekne jest to, ze jestes w tym mentalnie. I z rodzácá.
OdpowiedzUsuńkurcze mi też się wydawało jak patrzyłam na te kobiety ze nie da sie tego wytrzymac. i wlasciwie bylam tylko przy jednym porodzie gdzie kobieta nie poprosila w koncu o znieczulenie.
OdpowiedzUsuńkiedys myslalam ze to jest tak ze wlasnie przez integerencje w naturalne procesy te porody sa takie straszne dla kobiet i gdyby nie podawac oksytocyny to wszystko byloby tak jak natura chcialai daloby sie to zniesc. ale rozmawialam z wieloma lekarkami i poloznymi ktore pracowaly w Afryce albo Indiach i one opowiadaly mi takie historie ze to glowa mala. ze kobiety rodza DNIAMI bo akcja porodowa sie zaczyna i zatrzymuje, przez to tworza im sie przetoki ktore potem skazuja je na zycie z niemozliwoscia trzymania moczu itd (Mima ty bedziesz wiecej o tym wiedziala) a jesli dziecko jest ulozone poprzecznie to taki porod po prostu konczy sie smiercia w mekach i dla matki i dla dziecka.
wiec teraz wierze ze interwencje medyczne sa potrzebne, bo wiemy jak zapobiegac tego typu konsekwencjom, ale z drugiej strony widzialam wiele razy oksytocyne podawana bez znieczulenia. czesto wtedy tak przyspiesza rozwarcie ze jest za pozno na znieczulenie i kobieta musi rodzic na zywca.
wiem ze wiele kobiet jest bardzo zawiedzionych swoim doswiadczeniem (zwlaszcza pierwszego) porodu i wydaje mi sie ze powinnismy sie skupiac na bezpieczenstwie Matki i Dziecka ale do konca nie widze potrzeby przedluzania czasu kiedy kobieta dostaje znieczulenie. sama pewnie chcialabym sprobowac rodzenia naturalnego (jak juz uda mi sie zajsc w ciaze) ale bardziej z ciekawosci. nadal jest troche takie przeswiadczenie ze rodzenie bez znieczulenia to jakies bohaterstwo i bardzo mi sie to nie podoba. mamy mozliwosc usmiezyc bol, wiec czemu tego nie robic.
wlasnie staram sie wczuc jak moge i najbardziej nie umiem patrzec na ludzkie cierpienie, wiec pisze ze bol moim zdaniem nie uszlachetnia w ogole. a rodzilas w pl czy uk?
OdpowiedzUsuńw edynburgu.mialam bardzo trudny porod. nie doswiadczylam tych uniesien gdy juz sie urodzi, zobaczy dziecko I zapomina sie o bolu. dziecko zobaczylam po 5 godz. 2 kroplowki oksytocyny, morfina, potem epidural. kleszcze, odsysanie,w koncu cesarka. potem krwotok I anemia. a na koniec depresja poporodowa.
OdpowiedzUsuń;)
zyjemy.
o dzieki za rekomendacje, przeczytam!
OdpowiedzUsuńco d bolu to tez troche tak mam ze chcialabym sie sprawdzic ale uwazam ze nie ma absolutnie nic heroicznego w rodzeniu bez znieczulenia w porownaniu ze znieczuleniem. po to jest medycyna, zeby kobiety nie musialy cierpiec. naprawde to jest tak ze nasze ciala nie sa ewolucyjnie przygotowane na porod do konca. dlatego jest taka duza umieralnosc okoloporodowa w krajach gdzie nie ma opieki medycznej i polozniczej.
co do braku ojca przy porodzie to bardzo osobista decyzja. tak samo uwazam ze trzeba sluchac kobiety i dac jej zdecydowac. widzialam mezczyzm ktorzy nie odstepywali rodzacej na krok a widzialam takich ktorzy stali w koncie i z niej zartowali (bez kitu) albo robili slodkie oczy do poloznej.
o jaa, przykro mi, że mialas takie doswiadczenia. musialo byc to przerazajace. z tego co widziala po pewnym czasie tym biednym kobietom juz jest zupelnie wszystko jedno byle ich meka sie skonczyla.
OdpowiedzUsuńno...pamietam gdy zasypialam I sie budzilam, pytajac ktora godzina. a maz na to-ta sama co minute temu.zasypialam na minute miedzy skurczami, a myslalam ze spalam kilka godzin... bol jest nie do opisania I nie do odtworzenia w pamieci. dlatego chyba mowi sie, ze o tym bolu sie szybko zapomina. bo nie jest podobny do niczego innego.I wszystko dobrze, gdy trwa kilka godzin, gdy urodzi sie szybko. gorzej gdy trwa to dobe lub dluzej. oprocz bolu pojawia sie zniechecenie I ogolne wyczerpanie, brak snu tez robi swoje..
OdpowiedzUsuńdo dzis zawsze placze, gdy ogladam film I jest na nim porod. jeszcze to wszystko ze mnie nie splynelo, mimo ze minelo 5 lat...
to prawda. widzialam jak kobiety trzesly sie cale, nie mogly zapanowac nad tym. najgorzej jak musialy np po porodzie isc na sale na zszywanie a byly jeszcze wtedy bez znieczulenia. i musialy sie wdrapac na ten wyski stol. nie moglam na to patrzec. dla paru z nich wydawalo sie to nie do zrobienia zupelnie.
OdpowiedzUsuńalbo musialy siedziec spokojnie miedzy skurczami, zeby anestezjolog mogl sie wkluc i tez wydawalo im sie to niewykonalne. wielkich tragedii na naszczescie nie widzialam az tyle. ale kazda ktora widzialam lamala mi serce. pare z nich nie zapomne do konca zycia.
Ja tez chcialam sie w czasie porodu wyprobowac i zmierzyc z tym. I ciesze sie ze mialam taka mozliwosc, ze nie mialam wskazan do cesarki.Gdybym miala cos zmieniac to znieczulenie przed oksytocyna i troche mam zal ze podali mi dozylnie dwa silne antybiotyki "na wszelki wypadek" bo wody wczesnie mi odeszly, ale wyniki z krwi mialam czyste.
OdpowiedzUsuńJeszcze jako ciekawostke dodam, ze w planie zaznaczylam ze nie chce studentow podczas porodu. Pare minut przed tym jak zaczely mi sie skurcze parte polozna spytala mnie czy jedna studentka moze uczestniczyc w porodzie. Zgodzilam sie i bylo to bardzo pozytywne doswiadczenie. Mam wrazenie ze polozna byla dodatkowo dokladna, czujna i uwazna w swojej pracy, objasniala wszystko i pokazywala jak nalezy, pieknie zszyla drobne pekniecia ktore mialam, a studentka pare razy nas odwiedzala sprawdzajac czy wszystko ok, byla b.mila i pomocna.
A jak myślę o naszych mamach i babciach, rodzących NA LEŻĄCO bez znieczulenia, to chce mi się płakać.To co napisałaś Małgo o rodzących w Afryce/Indiach... to jedna z tych rzeczy o których częściowo chciałoby się nigdy nie wiedzieć bo po prostu bolą i łamią serce... Piękna jest wizja porodu naturalnego, który przebiega w harmonii z duszą i ciałem kobiety, daje Matce poczucie siły i radość, cudowny strat Dziecku... ale niestety dobre nastawienie i najlepsze nawet przygotowanie teoretyczne i praktyczne (możliwe tylko częściowo) nie zagwarantują tego wszystkiego.
OdpowiedzUsuńJa miałam idealnie przebiegającą ciążę, zakwalifikowałabym się nawet do porodu domowego, który zresztą bardzo mnie pociągał... w 8 miesiącu chodziłam po Tatrach, znałam na pamięć przebieg wszystkich faz porodu, amerykańskie;) artykuły naukowe nt oddychania i naturalnych metod łagodzenia bólu porodowego... haha. Jak bardzo się cieszę, że jednak byłam w szpitalu, z dostępem do profesjonalnej opieki, kiedy po ponad 20h miałam znikome rozwarcie i powalający ból. Wolę sobie nie wyobrażać transferu do szpitala w takich okolicznościach.
dokładnie. ja z moja mamą jeszcze nie rozmawiałam o porodzie, a póki co wszystkie kobiety z poprzednich pokolen nie chcialy za mna na ten temat rozmawiac. podejrzewam, że albo zapomnialy jak to bylo albo nie chca do tego wracac. swoja drogą w te Święta Bożego Narodzenia podczas ewangelii myslalam sobie tez o porodzie w tamtych czasach. wiem ze to moze smieszne, ale trudno mi sobie wyobrazic co moze przezywac kobieta, ktora musi przez porod przejsc sama bez zadnej pomocy.
OdpowiedzUsuńa to co piszesz tylko pokazuje, że czasem nie da sie po prostu przewidziec niektorych spraw nawet przy najlepszym przygotowaniu i dobrych checiach. mimo ze w Szkocji opieke poloznicza oceniam bardzo dobrze, to spotykam sie czesto z bardzo zawiedzionymi kobietami, ktore narzekaja na interwencje medyczne w czasie porodu. wyglada to tak, jakby kobiety myslaly ze lekarze nie sa po ich stronie tylko chca jak najszybciej ich sie pozbyc z porodowki. patrzac na to ze strony medycznej, porod jest bardzo nieprzewidywalnym zdarzeniem o duzym ryzyku, wiec kierowanie sie praktykami ktore sa naukowo potwierdzone i ograniczaja ryzyko okoloporodowe (jak np aktywne dzialanie w trzeciej fazie porodu) moim zdaniem jest jak najbardziej uzasadnione.
czasem po rozmowach z mamami wydawao mi sie, że marzą o nautralnym porodzie ktory jest wolny od jakiegokolwiek ryzyka i przewidywalny. a takie porody nie sa zwyczajnie mozliwe. ryzyka nie da sie do konca nigdy przewidziec.
troche Cie wrobila w takim razie, bo pewnie przed skurczami partymi juz Ci bylo wszystko jedno :)u mnie nie wszystkie mamy sie zgadzaly i absolutnie to rozumialam. jedna mama, ktora byla Polka, byla bardzo szczesliwa, ze bylam przy jej porodzie bo moglam robic za tlumaczke. pogadalysmy sobie, po koncu dyzuru poszlam z nia sie pozegnac jeszcze i zobaczyc jej coreczke :)
OdpowiedzUsuńale znam tez sytuacje gdzie studenci czekali tylko az bedzie koniec drugiej fazy zeby zobaczyc jak dziecko sie rodzi i wchodzili do sali tylko na ten moment. moim zdaniem to nie do przyjecia i polozne nie powinny sie na to zgadzac i imieniu pacjentek.
Jak już wspominałam na fp, nie mam w tym temacie żadnego doświadczenia, ale przyznać muszę, że napisałaś to przejmująco. Ujmująco. Zgrabnie. Tak, że udało mi się stworzyć własny obraz podczas czytania. Tak, że mnie to najzwyczajniej w świecie zaciekawiło.
OdpowiedzUsuńDopiero się tu rozgaszczam u Ciebie ;-)
Pozdrawiam!
Magdalena.
Mignęłaś mi gdzieś w BLogu Roku. Mignęłaś mi gdzieś na Disqusie. Mignęłaś mi teraz na FB, bo ktoś Cię polecił. No to jestem :)
OdpowiedzUsuńwitam w moich skromnych progach :)
OdpowiedzUsuńrozgość się rozgość, coś do picia?
OdpowiedzUsuńHerbatka z cytryną. Bez cukru ;-)
OdpowiedzUsuńrobi sie!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się język jakim piszesz, dobrze się to czyta!Jednak z treścią nie do końca mogę się zgodzić.
OdpowiedzUsuńBól porodowy pełni funkcję informacyjną, pozwala rodzącej odczytywać sygnały płynące z jej ciała, pomaga jej współpracować z rodzącym się dzieckiem!
Bo jest rodząca Mama i rodzące się Dziecko, dla niego to również jest ogromny wysiłek!
Urodziłam siłami natury dwoje dzieci, towarzyszyłam jako doula w narodzinach kilkunastu, widziałam kilkadziesiąt rodzących kobiet. Być rodzącą kobietą, a patrzeć na rodzącą kobietę to dwie totalnie inne sytuacje, zupełnie inne uczucia. Wiem, że każda z nich przeżywała poród inaczej, czuła trochę inaczej. Każda czuła ból, ale ten ból był inny. I wiem, że nikt poza kobietą, która rodzi swoje dziecko, nie wie, co ona czuje. Tutaj nie chodzi o to, czy ból uszlachetnia czy nie, ale nie zgodzę się z tym, że "nie ma nic szlachetnego w śpiącej między skurczami". Dla mnie to jest wzruszające i piękne, jak kobieta wykorzystuje poł minuty, minutę na regenerację swojego organizmu, jak zbiera wszystkie, nawet najbardziej ukryte siły, aby pomóc narodzić się nowemu człowiekowi!
Życzę Ci z całego serca, abyś mogła tego doświadczyć!
Dziękuje za komentarz! Zdaję sobie sprawę, że moje wrażenia mogą być błędne, bo nie miałam jeszcze szansy doświadczyc porodu z tej drugiej strony.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się jednak, że jest takie przeświadczenie w naszym społeczeństwie, że ból jest czymś z czym trzeba się za wszelką cenę zmierzyć. Dla niektórych ten ból jest nie do przeżycia, a na szczęście jest możliwość bezpiecznego porodu ze znieczuleniem dzięki nowoczesnej medycynie i dobrej opiece położniczej. Możemy w inny sposób rozpoznawać kolejne etapy porodu i doprowadzić mamę i dziecko do bezpiecznego rozwiązania, jesli okaże się to najlepszym rozwiązaniem.
Nadal myślę, że nie ma sensu gloryfikować bólu. Zwykle kied już zostanie odczytany jako sygnał ostrzegawczy uważam, że powinno się go niwelować. Przy porodzie oczywiście ma on swoją rolę, ale w pewnym momencie może przerosnąc kobietę, mimo najlepszego przygotowania do porodu i wsparcia. Poród jest niesamowitym przeżyciem i heroicznym czynem i znieczulenie nie pomniejsza tego faktu w żadnym stopniu moim zdaniem.
Też mam wielka nadzieję ze bede mogła tego doswiadczyc jeszcze wiel razy i z obu stron: jako kobieta i jako lekarz.
Ale fajna dyskusja:)Zastanawiam sie czy lekarki, polozne, ktore same juz rodzily sa inne biorac udzial w porodach. Czy maja wiecej empatii? Potrafia wczuc sie bardziej w rodzaca? Lub czy to nie ma zadnego znaczenia? Ze odcinaja sie wrecz od swoich doswiadczen, profesjonalizm ponad wszystko?
OdpowiedzUsuńKażde z moich dzieci rodziło się inaczej, na swój własny sposób. Czy wiem teraz więcej o bólu i porodzie? Jasne, że tak. Ale to jest zawsze nowe. Tak, jakby nowy czlowiek niósł ze sobą nową rzeczywistość, na którą nie jest się do końca przygotowanym, na którą otwieram się z chwili na chwile. To, co dla mnie było zawsze ważne - to doświadczenie niezwykłej kobiecej bliskości z innymi kobietami - rodzącymi gdzieś w pobliżu, z położnymi i salowymi (raz trzymała mnie za rękę salowa, do dziś pamiętam jej bliskość). A potem, kiedy odpowiadamy dziecku na pytanie "mamo, jak to było, kiedy się urodziłem", i przenosimy się myślą i jakoś ciałem (przynajmniej ja tak czułam, jakby moje ciało pamietało), wtedy składamy w jedną całość to, co niewypowiedziane, a co pamięta każda komórka ciała i to, co pamięta serce i głowa. To ważne, co napisałaś - że rodzą się dwie osoby - matka i dziecko. Ważna chwila.
OdpowiedzUsuńJakiz wpis! Jakaz dyskusja! Jak dobrze tu sie rozgoscic:)
OdpowiedzUsuńJak ja lubię czytać Twoje wpisy... chyba nie zdarzyło mi się zostawić po sobie jakiegoś komentarza, ale teraz nadszedł ten czas. Nie mam doświadczenia w rodzeniu, nie nadeszła jeszcze ta odpowiednia pora, albo może ujmę to tak - nie trafił się jeszcze odpowiedni partner... Ale miałam okazję być przy porodzie koleżanki w UK, którą facet zostawił.. Długa historia, mniejsza o to... Tego dnia wstałam dość wcześnie rano, zrobiłam co miałam do zrobienia, praca na 11:00, ale musiałam zostać do końca shiftu (lot opóźniony, siedzimy do ostatniego wylotu). Już po południu dostałam tel że u D. zaczęły się skurcze... wróciłam około północy do domu, D. już była dość wymęczona, zmieniłam koleżanki, i razem przyjmowałyśmy na łopatki kolejne skurcze. Po 4:00 nad ranem była już tak wykończona, że nadszedł czas na taxi i szybką jazdę do szpitala. Dostała uśmierzający ból zastrzyk, odpoczęła trochę i po 8:00 zaczęła rodzić, a ja razem z nią. Mały brzdąc pojawił się jakoś po 10:00, darł się wniebogłosy a my płakałyśmy wspólnie jak małe dzieciaki. Nigdy nie doświadczyłam czegoś piękniejszego w moim życiu... Wiem nie byłam na miejscu D., nie czułam przeszywającego bólu, rozrywania... Ale to było niesamowite! Cud, prawdziwy cud. My kobiety, jesteśmy niesamowicie silne i jak słyszę, że kobiety to płeć słaba, to aż się we mnie krew gotuje. My słabe??? No way!
OdpowiedzUsuńTen wpis nieustannie mnie wzrusza.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zapewne trochę tak (z relacji koleżanek z oddziału). Natomiast nie krytykowałabym tak bardzo "profesjonalizmu". Trzeba umieć zawsze trzeźwo ocenić sytuację, a emocje odłożyć na bok. Oczywiście tylko wraz z pełnym szacunkiem do pacjentki oraz uprzejmą postawą. Z mojego doświadczenia wynika, że gdy włączą się do oceny emocje, np. tak jak w leczeniu rodziny, podejmuje się błędne decyzje. Natomiast bardzo dużo w samym procesie porodu zależy od tego czy pacjentka ufa swojemu otoczeniu i odbiera położną i lekarza jako wsparcie. Nie odmawiamy pacjentkom znieczulenia "do kręgosłupa", natomiast na wstępie można zaproponować inne środki przeciwbólowe, dożylne, aby ulżyć w bólu, ale by szyjka macicy jednak się trochę rozwarła bez znieczulenia na początku. Nie raz widziałam pacjentki, które pomimo strachu przed bólem oraz strachu o los dziecka, czując, że są w dobrych rękach, urodziły pięknie naturalnie, pomimo, i ż zanosiło się na wszelkiego rodzaju operacyjne rozwiązania.
OdpowiedzUsuńTen post bardzo mnie wzruszył. Poczułam ukłucie smutku, że postanowiłam tego nie doświadczyć, ale wiem, że to dobra decyzja.
OdpowiedzUsuń