Podziwiam osoby, które żyją swoimi marzeniami. Taki wiek. Jesteśmy jeszcze młodzi, większość z nas nie ma kredytu i już wiemy, żeby raczej nie brać go w walucie, w której nie zarabiamy.
Tylko czy marzymy o tym, czego naprawdę pragniemy? Czy nasze pragnienia nie są wypadkową całego szumu, jakim jesteśmy otoczeni, odkąd przestaliśmy na zawołanie rodziców wydawać głosy zwierząt hodowlanych?
Kłamstwo
Moje pokolenie, nazywane pieszczotliwie ostatnimi dziećmi komunizmu, miało szansę obserwować, jak wygląda dojście do jako takiego sukcesu. Nasi rodzice, z większą lub mniejszą zwinnością, odnaleźli się w Polsce, która zostawiła czasy partyjne za sobą. A przynajmniej się starała. Stara.
Ich ciężka praca zaowocowała schludnym mieszkaniem, wakacjami, wyjściami na Sylwestra organizowanego w lokalnej sali weselnej (lub gimnastycznej - pozdro dla Garwolaków). Obrotniejsi założyli własne firmy i wzbili się na wyżyny kapitalizmu. My bacznie obserwowaliśmy cały proces łypiąc znad naszych konsol pegazusa. Konsole zamieniliśmy na komputery (Braci Mario na Need for Speed i Simsy) i w międzyczasie dorośliśmy. Przez pierwsze 12 lat edukacji rodzice mówili nam, że wystarczy dobrze się uczyć, że jesteśmy wyjątkowi, że jak tylko zdamy maturę (egzamin dojrzałości!), świat będzie należał do nas. Najważniejsze to nauka, wiara w siebie, parcie do przodu.
A my jak te posłuszne baranki uwierzyliśmy im na słowo.
W końcu rodzicom się udało, nie żyliśmy w jakiejś biedzie, był obiad na stole, były nawet czasem wakacje czy wyjazdy do kina do najbliższego miasta wojewódzkiego.
Efekt Harry'ego
Kłamstwo o edukacji otwierającej drzwi do bliżej niezdefiniowanej światłej przyszłości jest jednym z największych oszustw, na jakie dało się nabrać moje pokolenie. Moja koleżanka nazwała to efektem Harry’ego Pottera. Przez całe życie jesteś przygotowywana, żeby zagrać jedną rolę w machinie społeczeństwa. Zdać maturę, pójść na studia, zwykle bez większego zastanowienia się nad tym, co sprawia, że jesteś szczęśliwa, tylko raczej co akurat jest na topie.
Edukacja robi z nas ludzi nieprzystosowanych do życia. Produkuje masowo ten sam model, który ma iść do pracy, zarobić swoje 3 tysiące i zapłacić podatki, żeby panowie na najwyższym szczeblu mogli łechtać swoje ego przez kolejne cztery lata i wdrażać pomysły, które pomogą ich kolegom przejść do kolejnego poziomu gry. Albo bawić się w wojnę. Nie ma miejsca w tym systemie na szczęście jednostki. Często nie ma nawet czasu na zastanowienie się, czym jest dla niej szczęście, bo zanim się obejrzy, będzie szła do lasu jak Harry, tylko, zamiast oddać życie za przyjaciół, odda je za M4 na Kabatach.
Edukacja
Co zrobiło nam największe ku-ku to mówienie, że jesteśmy wyjątkowi. Że wszystko pięknie się ułoży, kiedy tylko zdobędziemy dyplom, a ciężka praca zostanie nagrodzona. To, jak bardzo w Polsce ludzie identyfikują się ze swoja edukacją, można zobaczyć nawet w środowisku blogerów. Strony „O mnie” pełne są potwierdzeń, że dany bloger zdobył już uznanie placówki edukacyjnej. Uff, inaczej bym nie czytała.
Rozczaruję Cię drogi blogerze. Nie pomoże ci to, bo nikogo nie obchodzi, na jaki temat napisałeś pracę licencjacką. Już jedna osoba musiała się męczyć i ją przeczytać.
Wracając do tematu. Obawiam się, że nie jesteśmy wyjątkowi. Jesteśmy wyjątkowo zepsuci, bo widzieliśmy sukces lat 90. często osiągnięty na kredyt i nadal myślimy, że to dobry sposób na życie.
Konformizm
Żyjemy w schematach, które mają być gwarantem szczęścia i stabilizacji, a nie widzimy, że jest to tylko pułapka na naszą wolność. Na własne życzenie zamykamy się w klatce konformizmu i spędzamy życie, patrząc na tych niewielu, którzy żyją poza kratami. W świecie wszystko dąży do niskich i stabilnych stanów energetycznych. Stajemy się mistrzami entropii, którzy przestali żyć marzeniami. Energia, którą zużywamy na codzienność, pozostawia nas z pustą baterią.
Nie znam innej recepty na konformizm niż szczere spojrzenie na swoje marzenia. Nawet jeśli nie uda się ich osiągnąć, jest duża szansa, że staniesz się lepszą osoba, do nich dążąc.
czyli podchodzisz tak samo jak ja :) widocznie nie udalo mi sie tego przekazac w tekscie albo uzylam zbyt wielu skrotow myslowych.
OdpowiedzUsuńJa wiem ze ty jak ja. Chodzilo mi tylko ze ja podchodze naczej niz ta wiekszosc o ktorej piszesz...
OdpowiedzUsuńokeeeej juz czaje. w przerwach miedzy syndromami z pediatrii zgladam do internetu i moj mozg juz nie pracuje widocznie.
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja podchodze do tego wszystkiego troche inaczej.Wybralam nieprzyszlosciowy kierunek studiow i wiedzialam juz wtedy, ze nie dorobie sie majatku-a poszlam wlasnie za marzeniem. No i majatku nie mam, ale tez dzieki temu ze nie weszlam w machine sukcesu- i jestem bardziej niz mam. Stalam sie tym kim jestem z wyboru, a nie przrz przypadek spowodowany taka a nie inna sytuacja ekonomiczna kraju/swiata. I zyje marzeniami, przez co moze w oczach niektorych jestem nieudacznikiem zyciowym... eh duzo by opowiadac. Wiecej w srode;)
OdpowiedzUsuńTeż poszłam za marzeniem, też uciekłam od tych wszystkich sukcesów i M4 :)
OdpowiedzUsuńTo sa nas juz 3:)
OdpowiedzUsuńAsia telefon mi nie dziala i nie moge wyslac ci smsa. mam czas dzisiaj wiec spotkajmy sie po twoim filmie pod Costa na tollcrosie okolo 17.40 pewnie wtedy wyjdziesz z kina gdzies. i pojdziemy do artisana np. co ty na to?
OdpowiedzUsuńMasz tak bardzo liberalne poglądy, że od razu, czytając ten tekst, poczułam, że nie jestem sama. Akapit o edukacji jest do bólu prawdziwy, Zwłaszcza że szkoła w 99% zabija marzenia. Co nie zmienia faktu, że nieustanie należy do nich dążyć :)
OdpowiedzUsuńJa tam z uporem trzymam się własnych marzeń, szerokim łukiem omijając schematy wpajane przez rząd, społeczeństwo, media, a nawet rodziców ... ;)
OdpowiedzUsuńZ edukacją to jest ciężki temat. Uczelniom zależy na tym żeby zarabiać na studentach (pieniądze dostają od ich ilości), przez co poziom drastycznie spada. Jednocześnie opowiada się studentom jak to wrota kariery się przed nimi otworzą, co oczywiście nie jest prawda, bo oni naprawdę NIEWIELE umieją. Gdy kończą studia i zderzają się z rynkiem pracy zalewa ich frustracja. Dodatkowo wszyscy wokół jadą po nich, że nic nie umieją, a im przecież mówili, że ciężko pracują i umieją!Paskudny kapitalizm. A marzenia? Jak wybierałam się w podróż dookoła świata to dla pokolenia moich rodziców to była tragedia. Po co podróż? Tyle kasy? Najpierw praca, dom, dzieci. Ryzyk-fizyk, wolę kolekcjonować wspomnienia niż rzeczy :)
OdpowiedzUsuńMamy obecnie 2 bogów - relatywizm i konformizm. Ucz się to będzie Ci wygodnie => celem jest kasa, wygodne życie. Nikt nie mówił o szczęściu. Szczęście chyba miało być synonimem dobrobytu. Miało ale się nie udało..Wykładam na uczelni. To pokolenie już nie wierzy w mit o niezbędnym wykształceniu, ale ma ten sam cel. Reklamy i kultura w jakiej wzrastamy sprawiła że uwierzyliśmy, że do szczęścia potrzebny nam jest nowy samochód, markowe ciuchy i własne mieszkanie. Marzenia? Nie ma ich - są kształtowane przez specjalistów od marketingu (takich jak ja). Kreujemy piękne wydmuszki. Pustak zapakowana w piękny obrazek z logiem "szczęście"..
OdpowiedzUsuńNie wielu stać jeszcze dziś na własne marzenia. Sztucznie kreowane i podsycane pragnienia są ich niedoskonałym substytutem. Niedoskonałym, lecz na tyle wiarygodnym by rezygnować z zastanawiania się czego ja naprawdę pragnę? Co naprawdę sprawia że czuję się szczęśliwy?
Kilerów marzeń mamy dookoła i powstali z miliona przyczyn. Mamy też na szczęście wolność i sami wybieramy własną drogę..
Mi do szczęścia starcza córka mówiąca chrupka lub kropka (przy czym r jest tylne jak u Tomka) :)
Jaki slodziak:) kurcze to jest takie prawdziwe. Nie chce żeby wygodne zycie bylo moim celem w życiu. Z drugiej strony czasem myślę ze to luksus moc martwić się o tego typu rzeczy gdy nie wiadomo czy pokoj w Europie to taka pewna sprawa.
OdpowiedzUsuńi bardzo dobrze. nie wiele jest odważnych ludzi.
OdpowiedzUsuńNajsmutniejszym i najbardziej rozczarowującym obrazem, jaki obserwuję, jest roszczeniowe podejście osób, którym nie udaje się odnaleźć w dzisiaj, do instytucji państwowych, które z założenia mają przecież służyć ludziom, a okazują się powielać schematy wypracowane przez edukację.
OdpowiedzUsuńMam na myśli bezrobotnych znajomych, którzy specjalizowali się w jednym kierunku i nie wyobrażają sobie życia, wykonując inne czynności lub zwyczajnie – nie są w stanie się przekwalifikować. Jedna z definicji
inteligencji nauczyła mnie kiedyś, że jest to zdolność do przystosowania się do zmieniających się warunków środowiska. Im szybciej się przestawisz, tym więcej zyskasz, więcej zdobędziesz, więcej posiądziesz, więcej… kupisz.
I coraz częściej dochodzę do wniosku, że jest w ich konsekwencji / uporze / niezgodzie wartość sama w sobie – można żyć albo w zgodzie z konwencjami i społecznymi schematami albo, jak oni, pod prąd. Za wszelką cenę. Tylko i aż po to, by umieć spojrzeć na siebie w lustrze bez wstrętu.
Często mam właśnie wrażenie, że studiowanie w naszym kraju jest po prostu stratą czasu. Człowiek i tak się potem musi uczyć zawodu w praktyce od zera, a 5 lat studiów w zasadzie daja nam tylko przysłowiowy "papierek". Niestety bez niego w Polsce ciężko jest znaleźć jakąkolwiek w miare godziwą pracę. Zagranicą podoba mi sie to, że nie trzeba mieć wyższego wykształcenia, żeby znaleźć przyzwoita pracę, ktora pozwoli na godne życie. A u nas mamy rzesze pożal się magistrów, którzy zasilaja szeregi bezrobotnych.
OdpowiedzUsuń