
Na dwa ostatnie dni w Patagonii nie mieliśmy żadnych planów. Wstaliśmy wcześnie, zjedliśmy kanapki z serem na śniadanie w kawiarni schroniska i poszliśmy na spacer po Puerto Natales. Nie ma tam aż tak wiele do zwiedzania: mały placyk z kościołem, promenada nad morzem i wiele sklepów ze sprzętem górskim.


Koniec marca to w Patagonii początek jesieni. Powietrze było chłodne mimo świecącego na północnej stronie nieba słońca. Przeszliśmy się drogą prowadzącą w stronę gór, parę kilometrów za miasteczko. Co jakiś czas przejeżdżał samochód. Niewiele się działo. Powolne życie płynące w rytmie topniejącego lodowca, jak to już kiedyś pisałam.



Mieliśmy jeszcze jeden dzień w Patagonii i rozważaliśmy wycieczkę do Argentyny do parku Los Glaciares, żeby zobaczyć słynny Perito Moreno. Mogliśmy wynająć samochód i jechać na własną rękę, ale wiele czytałam na ten temat i podobno granica Argentyńska nie jest najłatwiejszą do przekroczenia dla pojedynczych turystów. Lepiej wybrać się z wycieczką. A te zaliczają się do koszmarnych wycieczek rodem z podstawówki-czyli jedziesz gdzieś 6h, wysiadasz na 40 minut, żeby porobić zdjęcia i siedzisz w autobusie kolejne 6 w drodze powrotnej. Zamiast tego wybraliśmy się na rejs po fiordach z zamiarem zobaczenia lodowców Balmaceda i Serrano.








Turismo 21 de Mayo — firma turystyczna, która organizuje ten rejs, zapoczątkowała turystykę w Patagonii około pięćdziesiąt lat temu. Jako pierwsi wpadli na pomysł zawożenia turystów w miejsca, gdzie można dotrzeć tylko drogą wodną i dzielenia się pięknem tego terenu z innymi. Firma nadal prowadzona jest przez jedną rodzinę i większość z biur turystycznych w Puerto Natales sprzedaje bilety na ich rejs do Glacier Balmaceda i Serrano.







Wycieczka trwała cały dzień i należała do powolnych, z widokami fiordów po obu stronach łódki. Od czasu do czasu wodospad, kormorany, góry. Nie było wielkich zachwytów, raczej czas na patrzenie się przez okno godzinami. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Parku Narodowym Bernardo O'Higgins, największym Parku Narodowym w Chile i przeszliśmy kawałek do podnóża lodowca Serrano. Park O'Higgins objemuje obszar Południowego Pola Lodowego i jednego z największych lodowców na świecie - Pio XI Glacier - nazwanego tak przez włoskiego misjonarza, który jako pierwszy przeszedł Płudniowe Pole Lodowe. Co ciekawe Pio XI jest lodowcem postępującym, podobno powiększa się o około 50 m dziennie a fale, które tworzą się po oderwaniu gór lodowych od lodowca sięgają 10m wysokości. Niestety nie jest łatwo do niego dotrzeć. Najbliższe miasto to Puerto Eden, a dostęp do lodowca jest tylko od strony morskiej. Można go zobaczyć na przykład płynąc z Puerto Montt do Puerto Natales promem Navimag, który zabiera ze sobą około 100 turystów. Rozważaliśmy nawet taki sposób przemieszczenia się na południe Chile, ale z braku czasu wybraliśmy przelot. Może kiedys uda nam się dotrzeć do Patagonii drogą morską.


Nasi znajomi ze spływu kajakowego właśnie płynęli pod samym lodowcem Serrano i potem zabrali się z nami w drogę powrotną do Puerto Natales.


Jeszcze tego samego dnia wieczorem pojechaliśmy autobusem do Punta Arenas i następnego dnia wróciliśmy na północ Chile do nadmorskiego miasteczka Valparaiso.
Powiedzieliśmy Patagonii do zobaczenia. Im szybciej, tym lepiej.
PS. Poprzednie wpisy z Patagonii :
- First Impressions from Chilean Patagonia
- Chilling in Chile - Introduction
- Lot nad Andami, Patagonia i Puerto Natales
- Kajakiem przez Torres del Paine
- Kayak en Patagonia - Praktyczne Informacje
- Znów wędrujemy ciepłą ziemią - Trasa W część I
- W jak Wędrówka - od Refugio Grey do Lago Pahoe
- Trzy Wieże - Mirador Las Torres
- Ostatni dzień na Trasie W
A już niedługo wpis o tym co zabrać i jak się przygotować na Trasę W w Torres del Paine.
Zapiera dech w piersiach...ależ Wam zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńcudni, cudnie, cudnie. jeszcze dwa miesiące i ja też to wszystko zobaczę (ale od argentyńskiej strony, gdzieś nam mignęlo że argentyna tańsza - nie wem nawet czy to prawda...). myślimy o fitz royu i perito moreno. powiedz Małgo, bo Wy nie braliście sprzętu tylko wypożyczaliście, nie? gdybyś miała jechać jeszcze raz - brałabyś swoje wszystko czy nadal nie opłaca się targać tylu rzeczy na drugi koniec świata?
OdpowiedzUsuńTak zdecydowanie. Zrobilabym tak jak zrobilismy czyli swoje spiwory i jedzenie a namiot karimaty sprzet do gotowania i kijki byn wypozyczyla. Mielismy po okolo 8kg bagazu na osobe co bylo jedna z najlepszych decyzji tego wyjazdu. Slyszalam ze Fitz Roy jest przepiekny. Austriacy z którymi sie zapoznalismy w hostelu w Punta Arenas szli wokół i bardzo chwalili. Ale jesli macie czas to zrobcie W w Torres z namiotem i plecakami. Naprawde bardzo bardzo warto. Tylko poza sezonem turystycznyn. Inaczej jest podobno jak na giewoncie w lipcu.
OdpowiedzUsuńChile jest przyjazniejsze niz Argentyna z tego co slyszalam od znajomych i mojej nauczycielki hiszpanskiego. I bardzo latwo sie w nim podróżuje a z argentyny slyszalam rozne historie o wrabianiu turystow itd. Ale perito moreno sama bym chciala zobaczyc.
cudne widoki i piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń