Od dziecka jesteśmy uczeni, żeby nie być chwalipiętą. Nie znam wielu osób, które posiadły zdolność mówienia o swoich osiągnięciach szczerze, bez obawy oceny otoczenia. Czy nadto cenimy skromność i przy tym na siłę tłamsimy w sobie poczucie dumy, nawet jeśli jest ono szczere i czyste?
Zwykle chodzi o pychę. Jeden z grzechów głównych, pozjadanie wszystkich rozumów, chwalenie się, wywyższanie nad innych. Wiedza, że zawsze to ja mam racje.
Ostatnio siedziałam na wersalce w Garwolinie z moją siostrą. Jednym okiem oglądałam „Kuchenne rewolucje” a drugim poprawiałam moją pracę z neonatologii, którą zamierzałam wysłać na konkurs. Po skończeniu edytowania tekstu i doborze ładnych czcionek (moja ulubiona część pisania prac na studia) zapisałam pracę w PDF-ie i wyrwało mi się na głos: „Jestem z siebie dumna. To najlepsza praca, jaką napisałam”.
Momentalnie zrobiło mi się głupio. A jednak czułam radość. Według Davida Hume'a, który nota bene urodził się i studiował w Edynburgu, duma to radość z samoakceptacji. To uczucie, które wpisuje się w naturę ludzką. Dlaczego więc tak rzadko sobie na nią pozwalamy? Dlaczego tak trudno jest znaleźć równowagę między dumą a próżnością? Czy może czujemy dumę częściej, niż dajemy po sobie poznać, z obawy przed tym, jak będziemy postrzegani przez nasze otoczenie?
Najtrudniejsze pytanie to: w jaki sposób pozwolić sobie na zdrową dozę dumy w życiu, a przy tym pozostać skromnym (i znośnym dla innych).
Skromność i obniżanie własnej wartości to dwie różne sprawy. Ta ostania jest powszechnie akceptowana w wielu środowiskach, zwłaszcza w pracy. Często idzie w parze z przyzwoleniem na publiczne poniżanie i niewinne wyśmiewanie się z innych. Wszystko jest częścią walczenia o pozycję alfa, tańcem, którego celem jest znalezienie własnego miejsca w szeregu. Jest to oznaka braku poczucia bezpieczeństwa, ulepszania własnego wizerunku w oczach jednych, i stawania w cieniu przy drugich, żeby nie oberwać. Nawet wśród znajomych.
Hume pisze, że z racji tego, że duma i skromność są przeciwstawnymi uczuciami, człowiek nie jest w stanie czuć ich w jednym momencie. O ile łatwiej w życiu codziennym przesunąć szalkę w stronę skromności? Zaprzeczyć komplementom, zamiast podziękować. Po dobrze zdanym egzaminie powiedzieć: były łatwe pytania!
Bycie dumnym z siebie wymaga praktyki i wierzę, że może przyczynić się nie tylko do lepszego samopoczucia, ale też do bardziej prawdziwego spojrzenia na to, jacy jesteśmy.
Od jakiegoś czasu, kiedy ktoś mówi mi komplement próbuję automatycznie odpowiedzieć: dziękuję! zamiast szukać powodów, dlaczego jest on nieuzasadniony.
Moje inne sposoby na dobrą dumę na co dzień to:
1. Łączenie poczucia dumny z wdzięcznością.
Mimo tego, że to ja coś osiągnęłam, bez wspierających mnie ludzi teraz i w przeszłości prawdopodobnie nie byłabym tym, kim jestem.
2. Nieporównywanie się z innymi
Takie proste, a tak niemożliwe.
3. Rozważanie osiągnięć, tak samo, jak porażek.
Rozmyślanie nad porażką przychodzi mi bardzo łatwo. Co poszło nie tak, co mogłam zrobić lepiej. Równie ważne jest myślenie o osiągnięciach i dochodzenie do tego, co poszło dobrze i czemu zawdzięczam ten sukces. Refleksja nad swoim postępowaniem, wyciąganie wniosków i uczenie się na przykładzie własnych sukcesów są niezbędne. Nie robienie tego to jak zrobienie pomidorówki na świeżym rosole. Mija się z celem.
4. Pamiętanie, że mój sukces to nie ja.
Sukcesy przychodzą i odchodzą w niepamięć. Można je skrzętnie katalogować i chełpić się każdym z nich tygodniami. Tylko, do niczego to nie prowadzi. Tak samo, jak porażka nie definiuje tego, kim jestem, tak i sukces nie sprawi, że będę kimś innym.
5. Praktyka dobrej dumy
Po polsku duma ma lekko pejoratywne zabarwienie. W języku angielskim jest inaczej. Pride brzmi dumnie. Pozytywnie. Trzeba dodać przymiotnik fałszywa (false pride), żeby zacząć mówić o negatywnych efektach poczucia dumy. Czy wynika to z wysokiego mniemania Brytyjczyków? Czy z ubogości angielskiego języka? Tak czy inaczej, dobra duma to taka, która rzeczywiście ma źródło w radości.
Takie jest moje kryterium i taką dumę chcę ćwiczyć na co dzień.
„As long as one knows one is proud, one is safe from the worst form of pride." C.S. Lewis
[…] kończyłam pierwsze studia, czułam jakąś tam dumę, ale bardziej miałam poczucie, że kończy się coś, co i tak za długo już trwało. Chciałam […]
OdpowiedzUsuń"tak samo jak porażka nie definiuje tego, kim jestem, tak i sukces nie sprawi, że będę kimś innym" - a z tym się właśnie ciężko mi zgodzić. wszystkie te sytuacje mają siłę mocno wpłynąć na nas, niejednokrotnie też nas zmienić. "ja" składam się bowiem z wszystkich rzeczy, które mnie spotkały, których doświadczyłam i które przeżyłam. to zawsze będzie jakaś część "mnie" i często te nasze triumfy i upadki są głównym kreatorem tego, co dzieje się później w naszej głowie. aby to zgrabnie połączyć z tym, o czym piszesz, nie można się nie zgodzić, że remedium powinno być właśnie to zdrowe poczucie "radości z samoakceptacji".
OdpowiedzUsuńjasne, że wszystkie doświadczenia składaja się na to jacy jesteśmy. ale naddal uważam, że definicja tego jaim chce być człowiekiem zależy ode mnie a nie od moich sukcesów i porażek. mamy siłę, żeby decydować o tym do jakiego stopnia one nas ukształtuja i nie definiują nas tylko dlatego, że się zdarzyły. Np Mark Zuckerberg, mimo ogromnego sukcesu zawodowego nadal może zdecydować jakim chce byc człowiekiem i kształtować swój charakter niezależnie od swojego sukcesu.
OdpowiedzUsuń