- Dzień dobry, jestem studentką piątego roku medycyny, czy mogę obserwować Pana klinikę?- Tak, proszę - odpowiada naburmuszony neurolog.
- Skąd jesteś?
- Z Glasgow University.
- But where are you from originally? (ale skąd pochodzisz?), lekka irytacja w głosie.
- Z Polski.
- Od kiedy tu mieszkasz?
- Od 2004 roku.
- Jaką specjalizację chcesz robić?
- Jeszcze nie wiem, może pediatrię.
- Ok, fine. (Ok, dobrze) - odpowiada. Czuję, że nie zrobiłam dobrego wrażenia.
Tego typu odpytywanie przechodzę tak często, że już jestem przyzwyczajona. Dlatego na pytanie skąd jestem, odpowiadam z którego uniwersytetu. Dobrze, że tym razem nie spytał kiedy wracam do siebie i czy wiem, że płacę za studia mniej niż inni obcokrajowcy.Czasem mam ochotę oszukać. Powiedzieć, że jestem z Finlandii albo Norwegii i porównać reakcję. Jeszcze parę lat temu taka konwersacja zepsułaby mi humor na cały dzień.
Kotwica wstydu, do której istnienia nie chcę się przyznać, może zostać podniesiona jednym głupim pytaniem. A razem z nią cały muł, który zbiera się na dnie zbiornika wodnego o homogenicznej nazwie: Polacy w Wielkiej Brytanii. Bajorka, w którym pływają razem panowie pracujący w wykończeniówce, panie sprzątające w podrzędnych B&B na południu Anglii, studenci jeżdżący rowerami typu fixie na zajęcia w Oksfordzie, bankier z City z obrzydliwie wysoką pensją i samooceną. Całe ławice ludzi zbierających warzywa na polach, na których angielska stopa nie chce postać. Mrowie wylewające się z dworca Victoria Station na ulice Londynu z nadzieją w oczach i zapachem polskiej kiełbasy w nozdrzach.
Konkluzja tej lekko nietrafionej analogii? Nie jest to jeziorko, w którym wszystkie rybki wyglądają tak samo. Niektóre nawet starają się przeskoczyć do akwenu obok, udając inny akcent niż natura dała.
Próbuję nie dać się złapać w sieci stereotypów, ale czasem bywa trudno. Ani razu nie zabrałam jeszcze kabanosów na lunch do szpitala. To dopiero poświęcenie.
Ja na pytanie 'where are you from' odpowiadam, ze z Launton (nazwa naszej wsi). Czasami to konczy pytania, ale czesto tez pada wlasnie 'but where are you from originally'. Kiedys mnie to bardzo denerwowalo i czesto podcinalo skrzydla. Teraz nauczylam sie to ignorowac. Zrozumialam, ze nie musze nic nikomu udowadniac ani tlumaczyc dlaczego tu jestem.
OdpowiedzUsuńale ladnie ci tez po polsku wychodzi!
OdpowiedzUsuńDziena! Muszę ćwiczyć bo coraz trudniej mi mowić i pisac poprawnie.
OdpowiedzUsuńprzypomniało mi się, jak na pierwszym naszym wyjeździe, do londynu, nagle się poplakałam, bo zrozumiałam że chocbym tu mieszkała 100 lat, to nigdy nie będę 'swoja', tylko zawsze będe mówić inaczej, nigdy nie złapię do końca kodu kulturowego etc.naprawdę Polacy aż tak się wyróżniają na minus? nigdy nie wiedzialam na ile to prawda, w końcu imigrantów jest na wyspach taka masa, w większości nie najwybitniejszych. tylko my "jemy kiełbasę"?
OdpowiedzUsuńjak tylko dostanę w bibliotece, będe czytać reportaż "angole" winnickiej, o emigracji na wyspach. mysle że wstępnie moge polecić.
Moim zdaniem Polacy nie wyrozniaja sie na minus. Znaczna wiekszosc to zwykli ludzie, ktorzy przyjechali tu do pracy, maja rodziny i sie asymiluja z lokalnymi ludzmi. Jest bardzo duzo studentow, duzo lekarzy z Polski, nie tylko pracownicy fizyczni. Do tej pory najwiecej nieprzyjemnych rzeczy slyszalam w szpitalach od starszych, zamoznych lekarzy. Jest to bardzo mala proba statytyczna. Bardziej moje doswiadczenie niecheci, z jaka musze sie spotykac bardzo czesto. Fakty sa takie, ze Polacy dodaja do brytyjskiej ekonomii wiecej niz biora, a prace, ktore wykonuja czesto sa nie obsadzone bo nikt inny nie chce ich wykonywac.
OdpowiedzUsuńa o Angolach nie slyszalam dobrych rzeczy. Z tego co sie orientuje to bardzo stereotypowy wybor bohaterow przedstawionych w ksiazce sprawil, ze czytelnik ma bardzo okrojony wglad na rzeczywistosc Polakow w UK.
to dobrze wiedzieć.
OdpowiedzUsuńi dobrze ze mówisz, bo mialam zamiar kupić nawet w razie gdybym sie nie doczekala. a myslalam ze jak wydawnictwo czarne, to mozna w ciemno ;)
no, namieszali trochę wizerunkowo mniej reprezentatywni reprezentanci naszego kraju...trzymaj się i nie daj się! :)
OdpowiedzUsuńJa sie pochodzenia nie wstydze, katuje Szwedow moim imieniem i nazwiskiem ;) ucze ich o odrebnosciach Polski, kulturze, potrawach (seromakowiec zrobil furore), stawiam trudne pytania a dlaczego tak a tak robicie, a mozna robic inaczej? I jakos sie dogadujemy. Nie bede nigdy Szwedka na 100 procent, ale mam nadzieje,ze tych z ktorymi sie stykam wzbogace. No i w koncu to oni mnie tu chcieli ;) takie maja braki wsrod lekarzy psychiatrii....
OdpowiedzUsuńJa tez sie nie wstydze, tylko nie czuje sie tu u siebie. czesto jestem traktowa jak nieproszony gosc, co jest meczace.
OdpowiedzUsuńMalgosia, mysle, ze sek w tym, ze ty nie jestes i nie bedziesz tam u siebie, bo to jest inny kraj, z ktorego nie pochodzisz. Poczujesz sie jak u siebie tylko jesli zakceptujesz,ze nigdy nie bedziesz TAKA SAMA jak oni i uda Ci sie wybrac w czym chcesz byc podobna do tubylcow, co chcesz od nich sie nauczyc a co chcesz zachowac ze swojej polskosci. A to ze inni jakos tam Ci daja odczuc ze jestes nieproszonym gosciem - przeciez to jest ICH problem. Jesli Ty tam chcesz byc to sie tym nie przejmuj, Bedzie Ci latwiej. Uwierz, brzmi to jak bajduzenie nawiedzonej ale ja z tym pracuje na codzien.
OdpowiedzUsuńmasz racje, moj tata tak samo odpowiada (rodzice mieszkaja w Irlandii). i czesto pytania na tym sie koncza.
OdpowiedzUsuń