Ten wpis jest częścią cyklu dla Klubu Polek na Obczyźnie. Temat: historia mojej emigracji.
1.
Mam 15 lat, jest rok 2003. Idziemy z koleżanką na spacer i rozmawiamy o chłopakach i trochę też o przyszłości. Chcę zacząć wszystko od nowa bo przez długie lata byłam córką nauczycielki z dobrymi ocenami i chciałam w końcu oderwać się od tego wizerunku. Może jednak Warszawa? Ale czy dam sobie radę? Nie, jednak nie, zostaję w moim miasteczku. Tu mam znajomych, przyjaciół, tu się czuję u siebie.Pomysł Warszawy chodzi za mną jak mały głód, nie daje spokoju. Dobra, złożę papiery do Warszawy, ale do liceum gdzie najtrudniej sie dostać. Jak się dostanę to idę, jak nie to trudno, widocznie tak miało być. Szukam szkół gdzie trzeba zdawać dodatkowe testy, żeby było trudniej. Po cichu liczę, że sie nie dostanę. Pada na Kopernika, z maturą międzynarodową, gdzie są dodatkowe testy z angielskiego. Na pewno się nie dostanę, przecież znam angielski tylko na średnim poziomie, a tam będą ludzie ze stolicy którzy od dawna chodzą na kursy i mają certyfikaty.
Jestem za kurtyną z kolegą w lokalnym domu kultury. Zapowiadamy piosenki na powiatowym konkursie piosenki. Nagle telefon dzwoni, mama mówi, że dostałam się do Kopernika. Damn, jednak idę do Warszawy. Obiecałam sobie i nie łamię własnej przysięgi.
W wakacje poznaję chłopaka na wyjeździe w góry. Idziemy do Doliny Pięciu Stawów. Jest taka mgła, że ledwo widzę osobę przede mną. Śliskie omszałe kamienie, wodospad, mokre spodnie przyklejają się do nóg. Dochodzimy do schroniska i popijamy szarlotkę ciepłą herbata. Mowię mu, że idę do liceum do Warszawy. On mówi, że to fajnie, może uda nam się spotkać parę razy. Może pójdziemy na jazz na starówce. Rozmawiamy całą drogę z powrotem, a następnego dnia razem wchodzimy pod Ornak. Przy schronisku na końcu Kościeliskiej ktoś robi nam zdjęcie. 5 lat pózniej, dostaję to zdjęcie oprawione w ramkę w naszą czwartą rocznicę.
2.
Może spotkamy się gdzieś pośrodku? Między Irlandią a Polską, co? - mówi mój tata. Co powiecie na Edynburg? W grudniu lecimy z moją siostrą we dwie samolotem. Jest jakaś burza, więc chyba lądujemy w Galsgow. Czekamy około godziny i lecimy jednak do Edynburga. Tata czeka na nas na lotnisku. Jedziemy piętrowym autobusem, oczywiście na pierwszych miejscach na górze. Przez następne dwa dni włóczymy się po Edynburgu, jemy ciepłe gofry z nutellą na świątecznym jarmarku i idziemy na diabelski młyn, żeby zobaczyć panoramę miasta z góry. Wieczorem idziemy do lokalnej restauracji na rybkę. Mmm jaka dobra, w końcu to miasto portowe. Trochę zakochuję się w Edynburgu.3.
Jesteśmy na kolejnym wyjeździe w góry. Dzwonię do koordynator matury międzynarodowej z Kopernika po wyniki. Śmieję się do słuchawki bo nie spodziewałam się takiego wyniku. Idę na studia do Edynburga. Przez resztę wakacji pracujemy z K w Irlandii, każde w swojej fabryce. Odkładamy wystarczająco dużo funduszy na pierwsze parę miesięcy i w 18 urodziny mojej siostry lecimy do Edynburga. Samolot zatacza koło wokół zatoki Firth of Forth i lądujemy o zachodzie słońca. Zastanawiam się w co my się pakujemy. Nie wiemy jeszcze, że spędzimy w tym mieście nasze najbardziej samotne lata życia, z lekką zazdrością patrząc na beztroskie życie studentów w Polsce. Że poznamy tu dobrych przyjaciół, może nawet na całe życie. Że zostaniemy na następne 7, może 10 lat. Że spełnimy tu swoje marzenia i pokochamy ten deszczowy kraj i jego ludzi, góry, jeziora i poczucie humoru. Ciągniemy dwie walizki z naszym całym dobytkiem, i trzymając sie za ręce wychodzimy z lotniska w poszukiwaniu autobusu. Trzymam jego dłoń trochę mocniej niż zwykle.4.
Jest 11 listopada. W ostatniej chwili zapraszam naszą koleżankę na obiad. Zanim się obejrzę jest północ, na stole stoi parę pustych butelek, a my prześpiewaliśmy cała Bazunę. Z "Rozkwitały pąki białych róż", "Wojenko wojenko", Białym misiem i Autobiografią włącznie.Te porywy nostalgii mi nawet odpowiadają. Myśle sobie, że nie wiadomo czy Chopin by tak pięknie tworzył, gdyby nie tęsknił za Polską. Jeszcze wszystko przed nami. Czy w Polsce, czy w Szkocji czy na drugim końcu swiata.
Edynburg to jedno z moich ulubionych miast, zycze powodzenia! Czy to w Polsce, czy w Szkocji ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuje! Troche nostalgicznie sie zrobiło ale chyba taki jest cel tego cyklu.
OdpowiedzUsuńwlaśnie wrócilismy do domu i doczytalam to co napisałaś o tym że "trzeba zacząć robić to co się chce", ale wy już macie spory krok zrobiony przecież, kto wie czy nie najwiekszy. nasza wyprowadzka z domu zatrzymala się dotąd na poznaniu. i chcemy, i boimy się - a z czasem coraz mniej myślę o wyprowadzce za granice coraz mniej, chociaz prawdopodobnie byśmy nie żalowali, nie wiem czy ktokolwiek żałuje.
OdpowiedzUsuńTo dopiero początek drogi. A początek piękny!
OdpowiedzUsuńna troche zawsze mozna wyjechac. my jak wrocimy do Polski nie wykluczamy ze znowu wyjedziemy. tylko troche caly czas czuje ze nas cos omija bo nie jestesmy w Polsce.
OdpowiedzUsuńAż mi łzy w oczach stanęły przy czytaniu twojej opowieści. Nostalgicznie cudownie! Cały świat stoi przed wami otworem, czerpcie z niego pełnymi garściami, a Polska... Taka piękna jak w twojej opowieści jest tylko we wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń[…] 7 LISTOPADAMAŁGOSIA / SZKOCJATHE FLEETING DAY […]
OdpowiedzUsuńJakos tak ciagnie mnie noca do lektury Twoich zapiskow. Po czesci spowodowane jest to tym, ze noce spedzam w pracy,a Twoje krotkie ale jakze pelne tresci wpisy idealnie wpasowuja sie miedzy obowiazki. W duzej mierze jednak to wlasnie noc jest idealna pora na lekture ktora sklania do przemyslen, refleksji, wspomnien. Dzis wlasnie dzieki temu wpisowi siedze i wspominam swoje poczatki emigracji i zwiazane z tym emocje i przezycia.
OdpowiedzUsuń